czwartek, 18 lipca 2013

Info

Bardzo przepraszam ale jestem po obejrzeniu ostatniego odcinka 8 sezonku Kości oraz 10 sezonu Agentów NCIS i nie jestem w stanie pisać. Notka niebawem jeszcze raz przepraszam ;((

niedziela, 23 czerwca 2013

Chapter V "Just close your eyes The sun is going down You'll be alright No one can hurt you now..."

Witam serdecznie. Bardzo przepraszam, że taka długa przerwa, niestety miałam matury i pare dni temu egzamin zawodowy. Dopiero co opuścił mnie stres i zabrałam się za pisanie. Notka może być ciut kulawa po tak długiej przerwie ale wam pozostawiam ocenę. Cóż bez przedłużania zapraszam do czytania ;)))


***



Noworoczny poranek przywitał ją zapachem kawy z mlekiem, syropu klonowego, naleśników oraz blaskiem wschodzącego słońca. Dziewczyna dwukrotnie zamrugała i otworzyła oczy.
-Dzień dobry, wyspałaś się?- Draco powitał ją z charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem.
-Bardzo, to dla mnie?- Spytała ruchem głowy wskazując tacę ze śniadaniem.
-Tak smacznego – odpowiedział i skierował się do łazienki.
Po śniadaniu Draco uparł się, że odprowadzi Hermione do domu. Powoli spacerowali ośnieżonymi uliczkami Londynu, ciesząc się swoim towarzystwem
-Draco, dziękuję za prezent i za wczoraj-przy wspomnieniu wczorajszej nocy głos jej zadrżał, ale zaraz dokończyła już pewniejszym- I za biżuterie na moje urodziny.
-Nie ma, za co, to ja Tobie dziękuję za pierwsze od dawna wyjątkowe święta.
Po chwili stanęli przed domem gryfonki.
-Może wejdziesz na herbatę?
-Z chęcią.
Hermiona przedstawiła chłopaka rodzicom i pobiegła do swojego pokoju się przebrać. Dziesięć minut później zeszła do kuchni i zastała tatę oraz Draco pochłoniętych w zażartej dyskusji, na temat quidittcha.  Zaparzyła herbaty i postawiła 4 kubki na stole. Streściła mamie wczorajsze wyjście, pomijając drastyczne szczegóły. Mama zrewanżowała się historią o wspólnym sylwestrze ze swoimi teściami a rodzicami Hermiony ojca.
-Chodź Thomas miałeś mi pomóc z dokumentacją Stone-Pani Granger siłą wyciągnęła męża z kuchni.
-Nie wiedziałem, że twój ojciec zna się tak na magicznej dyscyplinie sportowej- odezwał się z podziwem blondyn.
-Oh tak, to jego konik, wie o wszystkim, co kiedykolwiek zostało napisane czy powiedziane, dodatkowo ma prenumeratę „Świat Quidittcha”. I co najlepsze wciąż męczy mnie żebym kupiła mu miotłę i nauczyła latać- przekornie wywróciła oczami jednak w jej głosie słychać było ogromną miłość.
-Jak to wszystko się skończy może dam mu parę lekcji. – Zaproponował a po chwili znów zatopili się w rozmowie.
Oburącz trzymając kubek i wdychając aromat herbaty niestrudzenie poznawała Malfoy’a krok po kroku. Potrafiła już rozróżniać spojrzenie, mimikę twarzy czy gesty odpowiedzialne za poszczególne emocję chłopaka. Jednak czuła się jak gąbka chłonęła wszystkie informację na jego temat i wciąż było jej mało. Nie długo po dopiciu herbaty Draco zaczął się zbierać.
-Do zobaczenia za dwa dni w szkole Hermiono- pożegnał się i cmoknął ją w czubek nosa.
-Do zobaczenia- odpowiedziała i dotknęła palcem miejsca, w którym wciąż czuła dotyk jego ust.
-Jak ci idzie plan synu?
-Bardzo dobrze, lepiej niż myślałem.
-To mnie cieszy.  Już niedługo i wszystko się zmieni. Tylko nie popełnij żadnego błędu, ona musi być twoja.
-Tak rozumiem-odparł z niedostrzegalną pogardą – Coś jeszcze, bo muszę się spakować?
-Nie, idź Draconie.
-Dobrze ojcze.
-Cholera – wrzasnął i uderzył pięścią w ogromne lustro, wiszące na ścianie. Tafla rozpadła się na setki kawałków. Dysząc gniewnie spojrzał sobie w twarz. Odbicie drwiło z niego boleśnie a potłuczone szkło nadawało mu groteskowy wygląd. Z jego piersi wydarł się ryk wściekłości przeradzający się w skowyt żalu, po czym osunął na ziemie. Skulony trwał w tej pozycji dopóki jego ciała nie opuściły dreszcze, po czym mruknął reparo i wsunął się do łóżka…
Hermione ogarnęła niesamowita radość, gdy dwa dni po powrocie do zamku, dowiedziała się o wieczornym patrolu z Malfoy’em. Oczywiście stosownie do towarzystwa wyraziła swoje niezadowolenie i blask w jej oczach wzięty został za gniew. Uwierzyli w to wszyscy oprócz Ginny, która przenikliwie obserwowała przyjaciółkę.  Po chwili spojrzała na stół slytherinu pełne pogardy oczy Malfoy’a, który ze wstrętnym uśmiechem mruczał jakieś zaklęcie. Rudowłosa z niedowierzaniem pokręciła głową, co też jej mogło odbić, Herm i ten padalec Malfoy – obrzydlistwo!
Wspólny wieczorny patrol był dla nich wspaniale spędzonym w swoim towarzystwie czasem. Oboje wiedzieli, że to kradzione chwile szczęścia i nie będą trwały wiecznie, jednak takie argumenty nie mogły ich przekonać.
-Wiesz, co, z tego walkmana, co mi dałaś w prezencie najbardziej podoba mi się piosenka Żurawiny –Zombie. Zauważyłaś jak ogromnie uniwersalne ma przesłanie idealnie wpasowuję się w obecne czasy w naszym świecie.
-Wiem też ją cenie. Tylko za konflikt w Irlandii jak zwykle odpowiedzialni są czarodzieje żądni władzy- odpowiedziała Hermiona gniewnie marszcząc czoło- Nienawidzę tej całej wojny, podziału na lepszych i gorszych. Przecież wszyscy jesteśmy tacy sami, jesteśmy ludźmi Draco. Nie wiem, po co wpaja się odrazę do innych, uważanych za gorszych. Po co w ogóle takie chore podziały!- wy buchnęła gryfonka a młody Malfoy miał wrażenie, że za moment z jej poczerniałych od gniewu oczu, zaczną się sypać iskry.
-Ty jesteś najlepszym przykładem na to jak błędne są takie przekonania. O wiele bardziej utalentowana i zdolna od rodzin czysto krwistych a to ty masz prawo się wywyższać. Mam nadzieję, że tak głupia wojna niedługo się skończy a gdy nadejdzie ostateczny dzień nie zabraknie mi odwagi, by opowiedzieć się za słuszną stroną.
-Też mam taką nadzieję. Wiesz Draco, jeśli będzie cię coś trapić zawszę będę obok i zawszę ci pomogę.- Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało do niego.
Blondyn niewiele się namyślając porwał ją w ramiona i mocno przytulił. Obsypał jej twarz delikatnymi pocałunkami kończąc na namiętnym w usta. Niechętnie się od niej oderwał
-Dziękuję Hermiono-wyszeptał jej do ucha zanim ruszyli na dalszy patrol.
Dni stycznia mijały im niepostrzeżenie, nim się obejrzeli zrobił się luty. Pozostało kilka dni do walentynek. Pomimo wojny i strachu w zamku panowała ożywiona atmosfera. Dyrektor zapowiedział maskaradę i tylko to liczyło się dla uczniów. Jedynym ważnym aspektem był podział dni. Klasy od 1-4 miały w piątek A klasy od 5-7 w sobotę.
Hermione najbardziej cieszyło to, że dzięki masce może pójść na bal z Draco i nikt jej nie rozpozna. Uszczęśliwiona podczas jednego z tajemnych spotkań opowiedziała mu o swoim pomyśle, którym i on się zachwycił. Dwa dni przed balem miała już wszystko przygotowane. Każda godzina była dla niej emocjonalną męczarnią. Wiedziała, że złośliwy czas uparł się by zrobić jej na złość i płynął tak wolno jak jeszcze nigdy dotąd.
W końcu nadszedł 14 luty. Od samego rana zamek wręcz świecił pustkami. Wszyscy starsi uczniowie szykowali się na bal. Na każdym piętrze spotkać można było girlandy czerwonych serduszek, amorków i innych czerwonych słodkości.
-Hermiona nie mogła uwierzyć, ona tak różna od tych laleczek siedzi i z zapartym tchem czyta książkę o modowych zaklęciach. Jednak wciąż powtarzała sobie, że to konieczne by wszystkich zmylić. Umówiła się z przyjaciółmi, że dojdzie później.
O godzinie 18.00 Kończyła swoje dzieło. Wiedziała, że nikt jej nie pozna. Po kilku minutach schodziła głównymi schodami wśród zachwytów zgromadzonych uczniów. Długie blond loki spływały kaskadą aż do pasa. Zielone oczy ukryte za złotą maską. Długa do ziemi zielona suknia z mocno wyciętym dekoltem i rozporkiem do połowy uda. Była zjawiskowa, ale co najważniejsze nie rozpoznawalna. Wiedziała, iż jest obserwowana, ale wzrokiem szukała tego, dla którego tak się wyszykowała. Prawie tanecznym krokiem podeszła do blondyna ubranego w czarny garnitur i z czarną maską na oczach.
-Malfoy-szepnęła i uśmiechnęła się widząc błysk zdumienia w jego szarych tęczówkach.
-Granger wow- odpowiedział również szeptem i podał jej ramie- Pani pozwoli. – Dodał i razem przekroczyli próg Wielkiej Sali wyglądającej jak jedno wielkie czerwone serce…

piątek, 12 kwietnia 2013

Chapter IV "So this is the way that I say I need You This is the way that I say I love You This is the way that I say I'm Yours This is the way."

20 grudzień był upragnioną przez większość uczniów datą. Oznaczał powrót do domów, święta i Nowy rok z bliskimi. Hermiona jak co roku dostała zaproszenie od państwa Weasley ale w tym roku grzecznie się wykręciła. Obiecała za to wpaść w drugi dzień świąt.
Gdy już była w pociągu Hogwart Expres jadącym do Londynu dotarło do niej, że jest ktoś z kim nie zdążyła się pożegnać. Pośpiesznie zapisała na pergaminie życzenia i uciekła na spotkanie prefektów. Cudownym zbiegiem okoliczności ona i Draco wychodzić mieli jako ostatni. W przedziale zostali więc jako ostatni.
-Malfoy.-odezwała się z uśmiechem i podała mu niewielką kartkę.
-Granger, wesołych, odezwę się.-odpowiedział jej chłopak i trochę niepewnie złożył na jej ustach namiętny pocałunek.
Po chwili już go nie było a ona została sama z tysiącem myśli w głowie. Nie umiała odtworzyć podróży. Wciąż pamiętała tylko jego usta. Delikatne a zaborcze, miękkie a pełne żądania. Czuła, że to koniec - pokochała największego wroga...

24 grudnia. Wigilia. Dzień rodzinny, pełen miłości i bliskich dla nas osób. Hermiona od samego rana czuła się cudownie. Jak co roku udzieliła jej się magia świąt. Od samego rano nuciła w kuchni, przygotowując wigilijne potrawy. Jednak jakaś jej część wciąż świadomie tęskniła za szarymi oczami i blond kosmykami. Późnym popołudniem jak co roku wypatrywała pierwszej gwiazdki, by móc z rodzicami zasiąść do kolacji. Pod pięknie pachnącym świerkiem piętrzył się stos, różnokolorowych prezentów. Hermiona juz nie mogła się doczekać. Łamiąc się opłatkiem z rodzicami i składając życzenia, myślami już była przy prezentach. Jak za dawnych czasów, jak te małe dziecko którym była kilka lat temu. W końcu dobrnęła do końca kolacji i rzuciła się w góre prezentów. Jak co roku od Pani Weasley dostała ręcznie robiony sweter w kolorze jej oczu, od rodziców pieniądze na ubrania, od Rona książkę o "Magicznym Uzdrowicielstwie", od Harrego i Ginny płytę kolejnego jej ulubionego zespołu. Ostatnia mała paczuszka była dla niej zagadką. Zanim ją otworzyłą zastanowiła się czy Malfoy'owi spodoba się prezent.
***
Jak co roku pod nieskazitelną choinką powinny być dla niego dwa prezenty. W tym roku o dziwo były trzy. Nie cierpliwie wyczekiwał końca, sztucznej i oschłej kolacji. Oboję z Narcyzą nie mogli przeboleć wymuszonego składania życzeń Lucjuszowi.
W końcu gdy zabrał prezenty, zaczął je rozpakowywać. W trzeciej najmniejszej paczce znajował się ten słynny walkmen oraz płyta nieznanego mu zespołu o któeym mówiła mu ona. "Wesołych Świąt Malfoy". Kartka dołączona do prezentu nie zawierała informacji o nadawcy. Jednak wiedział, że to od niej, dzięki niej te święta były najlepszymi w całym jego życiu.
***
Hermiona miała dziwne przeczucia że to od niego. Drżącymi dłońmi odpakowała prezent. Wyciągnęła z niej piękną broszkę w kształcie lwa z rubinowym oczkiem. Z tyłu wygrawerowany był napis " Dla słońca w pochmurny dzień".
Nagle w jej głowie fragmenty układanki złożyły się w całość. To on, ta piękna biżuteria była od niego. Jej młode serce zabiło niespokojnie, wyrywało się z piersi do ukochanej osoby. Tak bardzo chciała by przy niej był on. Chciała go przytulić, pocałować. Czuła wręcz, że oszaleje z nadmiaru emocji. Bijąc się z myślami spędziła noc na parapecie okna, wypatrywała gwiazdy która miałaby spaść. Ta jedna szalona gwiazda miała spełnić jej życzenie...
31 grudnia wypadał w niedziele. Już od samego rano Hermiona planowała wypad do mugolskiej dyskoteki. "Fire" należał do jednego z najlepszych londyńskich klubów i ciężko było dostać się na sylwestrową imprezę. W końcu koło godziny 18 dziewczyna otworzyła swoją szafę, wyciągając z niej seksowną czerwoną sukienkę. Ok godziny dwudziestej była już gotowa i życząc rodzicom szczęśliwego nowego roku zniknęła z domu.
Klub w nowobogackiej dzielnicy Londynu przywitał ją kaktofonią dźwięków i świateł. Niepewnie przekroczyła jego próg i natychmiastowo poczuła się lepiej. Już po godzinie i dwóch drinkach czuła się wyluzowana i szalała na parkiecie. Nie mogła narzekać na powodzenie, dookoła niej wciąż kręcili się mężczyźni.
W pewnym momencie zabawy ktoś przyparł ją do muru, namolnie się do niej dobierając. Dziewczyna była sparaliżowana ze strachu, gdy ten ktoś pociągnął ja w najdalszą część klubu i zaczął ją obmacywać. Przerażona krzyknęła gdy mężczyzna włożył dłoń pod sukienkę i próbował pozbyć się jej majtek. Hermiona czuła się jak w potrzasku, nikt nie zwracał na nią uwagi, wszyscy brali ich za chętną na siebie parę. Dziewczynę mdliło gdy słyszała jego jęki i posapywania. Po raz kolejny rzuciła się do panicznej ucieczki, gdy jego dłoń znalazła się pod jej bielizną a druga próbowała szarpnięciem za włosy zmusić ją do klęku.
Hermiona szlochała histerycznie, drżąc ze strachu gdy nagle uścisk zelżał a jej prześladowca leżał nieruchomo na ziemi. Ocierając łzy spojrzała w stronę wybawcy i natychmiastowo rzuciła się w jego ramiona.
-Draco-szlochała wtulając się w jego ramiona.
-Chodź do mnie-odpowiedział i delikanie pociągnął ją w stronę górnego piętra, do apartamentów.
-Uspokój się, już dobrze, nikt cię nie skrzywdzi-szeptał jej uspokajająco, wciąż trzymając ją w ramionach.
-Mogę się umyć?
-Pewnie, proszę.-odpowiedział, podając jej ręcznik i swoją koszulkę. Po 15 min dziewczyną wyszła z łazienki i spostrzegła chłopaka śpiącego już w łóżku. Ostrożnie położyła się obok niego i wtuliła najbardziej jak się dało. Delikatnie musnęła ustami jego wargi i poddała się Morfeuszowym objęciom...
***
cdn ;)))

Chapter III "Chciałbym być Twoją kawą, Twoim mlekiem, Twoim cukrem, czy mogę? "

Hej gorąco pozdrawiam. Proszę o uwagę. Mój biedny lapć zdechł, więc korzystam z Maca znajomej. Niestety nie umiem się nim obsługiwać, więc za wszelkie błędy i niedociągnięcia serdecznie przepraszam. A teraz bez zbędnych słów zapraszam na notkę. :*


Hermiona coraz częściej łapała się na tym, że traktuję Malfoy'a jako kogoś bliskiego. Już nie był tym durnym, napuszonym arystokratą. Odkryła w nim dużą inteligencję, przewrotne poczucie humoru i to że umiał słuchać, rzucając celnymi spostrzeżeniami.
Również Draco nie mógł pojąć, że do brązowookiej gryffonki zrodziła się w nim sympatia. Była naturalna, nie robiła słodkich minek, nie mrugała zawzięcie oczami by go poderwać - była po prostu sobą. Broniła swoich racji do upadłego, wierna przyjaciołom, nigdy nikomu nie odmawiała pomocy. Wspólne wieczory i noce stały się dla niego codziennym rytuałem, bez którego nie mógł już funkcjonować.
Wściekał się gdy coś stawało im na przeszkodzie. Tak było pewnego grudniowego wieczoru, gdy lekko zdyszany wpadł do wieży.
-Cześć Granger- posłał jej swój ironiczny uśmieszek.
-Witaj Malfoy, mamy do dokończenia, wczorajszą debatę - odpowiedziała i skinęła mu głową.
-Chciałbym ale na jutro mam do skończenia na transmutację esej o smokach.
-To siadamy i ci pomogę.
-No coś ty nie będę cię przecież wykorzystywał-oburzył się blondyn.
-Malfoy chcę ci pomóc bo musimy dokończyć rozmowę-odpowiedziała mu z uśmiechem.- Ile masz do zrobienia?
-No mam 6.
-No to ja biorę trzy a ty kolejne trzy.
Od razu zabrali się do pracy. Wymieniali się informacjami i pytali o istotne dla referatu fakty.
-Malfoy?
-Mmmm
-Jakbyś mógł być smokiem, to jakim chciałbyś być?
-Smokiem?!
-No tak smokiem.-Hermiona z zainteresowaniem spojrzała mu w oczy - Wiesz bo ja na przykład gdybym mogła była bym Opalookim Antypodzkim- dodała i uśmiechnęła się do swojego szkicu.
-Super, mogę go wykorzystać do eseju? - spytał Draco z nieskrywanym podziwem patrząc na niewielki rysunek perłowego smoka.
-Pewnie jak powiesz mi jakim i dlaczego.
-Myśle że najbardziej odpowiada mi Chiński Ogniomiot chyba po części dlatego, że zwany jest Leodrakonem a wiesz imie zobowiązuję.-roześmiał się i po chwili łakomym wzrokiem spojrzał na jej szkic swojego smoka.
-Proszę.- podała mu dwa skończone.- Jeśli chcesz więcej to mogę je rysować.-dodała
-Pewnie, są naprawdę niezłe.
Parę szkiców póżniej Draco odważył się na dość trudne pytanie.
-Słuchaj Granger, nie zrozum mnie źle ale nie czujesz się czasem wykorzystywana, że Potter i Weasley widzą tylko w tobie wiedzę i odrobione pracę domowe?
-Wiem o co ci chodzi. Owszem czasem tak mam, zwłaszcza gdy naciskam by zrobili coś od razu a oni na ostatnią chwilę ale to moi przyjaciele i rekompensują mi to tym, że są.- Skończone- podała mu ostatni, dwunasty szkic smoka.
Rozumiem-odpowiedział. Po chwili wyprostował się i mruknął -Skończone.
Uczniowie posiedzieli jeszcze trochę, skończyli swoją rozmowę i oboje rozeszli się do swoich dormitoriów.
Następnego dnia Draco miał ogromną ochotę uściskać Hermione. Dzięki niej zdobył wybitny z transmutacji a McSiekiera nie mogła powiedzieć złego słowa na temat jego pracy. Pełen dobrego humoru zmierzał do Wielkiej Sali na obiad gdy czyjeś głosy zatrzymały go przed zakrętem korytarza.
-Ro! Co to do cholery miało znaczyć?!
-Hermiona ja to przemyślałem, wiem że tobie zależy na nas tak jak i mi, możemy spróbować.
-Słucham? Ron to nie ma sensu, nic z tego nie będzie.
-Czemu?
-Bo nie będzie, bo mi nie zależy na tobie jak na chłopaku tylko jak na przyjacielu. Nic z tego nie wyjdzie.
-Przecież widziałem jak patrzałaś na mnie i Lavender...
-Ronaldzie puść mnie! Wiesz uczucia są jak morze - przypływy i odpływy. Ty nie zdążyłeś na czas. - warknęła i wyrwała się z jego uścisku. Chciała uciec a nie zrobiła kilku kroków jak wpadła w kogoś ciepłego i pachnącego, kto pociągnął ją do pustej sali.
-Nie przejmuj się nie wie co stracił-szeptał jej do ucha kojący głos.
Wiedziała kto to, poznała po zapachu, zawszę ten zniewalający męski aromat. Czuła jak zwala ją z nóg, chciała by nigdy nie wypuszczał jej z ramion. W tym samym momencie gdy o tym pomyślała jej serce przeszył ból. Wiedziała, że nie ma u niego szans. Wiedziała i kradła te zakazane chwilę bliskości.
Czy kochała?
Czy pragnęła?
Czy tęskniła?
Sama nie wiedziała. Była tylko pewna, że chciała by ta chwila trwała wiecznie.
***
Draco złapał zapłakaną dziewczynę i wciąż tuląc do siebie, wciągnął do pustej klasy. Wiedział, że go poznała. Ufnie wtuliła się w jego ramiona i powoli uspokajało się jej dygoczące ciało. Wiedziony impulsem musnął ustami jej czoło. Czuł, że przepadł. Ona musiała być jego. Musiał poznać każdy skrawek jej duszy i ciała. Zrozumiał, że tylko ona i żadna inna. Tylko przy niej mógł być sobą.

sobota, 2 marca 2013

Chapter II "It breaks my heart 'cause I know you're the one for me"



Mecz gryfonów i ślizgonów dostarczał niewiarygodnych emocji wszystkim uczniom. Każdy gryfon miał się na baczności spodziewając się ataku wrogów z każdej strony. Hermiona starała się być ponad tym jednak nawet ona nie wytrzymała, gdy rankiem w dniu meczu Harry dopuścił się rzeczy nielegalnej.

-Harry przecież tak nie można! To jest zakazane!
-Hermiono, o czym ty mówisz?
-O tym, że wlałeś Felixa do soku dyniowego Rona.
-Daj spokój Hermiono. – Uciął krótko Ron
-Ja nic takiego nie zrobiłem.-Dodał Harry, ale jego uśmiech przeczył słowom.


Mecz był dla gryfonów wygrany. Ron idealnie bronił pokazując cały swój talent. Hermiona po meczu chciała mu pogratulować, ale chłopak został porwany, przez tłum gryfonów, cieszących się ze zwycięstwa. Wieczorem w pokoju wspólnym odbyła się standardowa impreza. Uczniom udało się nawet przemycić kilka butelek ognistej whisky. Szczęście z wygranego meczu udzielało się wszystkim mieszkańcom Gryffindoru. W ogólnym rozgardiaszu Hermiona chciała przemknąć niezauważona. Nieszczęśliwie trafiła na moment, gdy Lavender Brown rzuciła się na Rona, namiętnie go całując, na oczach wszystkich. Ron wydawał się nie być tym speszony, wręcz promieniował z dumy. I nikt nie zauważył zapłakanych oczu właścicielki burzy, brązowych loków.


Nie wiedziała ile siedzi przy jeziorze. Nie czuła zimna, nie przeszkadzała jej noc, przecież w wieży dalej paliły się światła a impreza trwała w najlepsze. Nic nie było ważne dla niej. Słone potoki łez spływały po jej policzkach. A ona wciąż wpatrywała się w kilka zdań zapisanych jej drobnym, pochyłym pismem. W końcu położyła kawałek pergaminu na tafli jeziora i patrzyła za nim aż straciła go z oczu.

„To złamało moje sercem, bo wiem, że to Ty jesteś tym jedynym
Ale nie smuć się - nigdy nie było tej historii oczywiście
i nigdy nie będzie
I nie dowiesz się już nigdy
I już nigdy nie pokażę Ci
tego, co czuję i czego od Ciebie potrzebuję, już nie...”


Hermiona z ogromną determinacją udawała, że Ron i Lavender nie istnieją. Starała się skupiać na nauce i wciąż wyznaczała sobie nowe cele do osiągnięcia. Stała się zacięta i uparta. Puszczała mimo woli wszystkie usłyszane Mon-Rony, Misiaczki i Żuczki, przez które dostawała torsji. Polubiła za to wieczorne wędrówki do sowiarni. Mogła siedzieć godzinami i spoglądać przez wielkie okna na roziskrzone gwiazdy. Tam nikt jej nigdy nie przeszkadzał. Tak była i tego wieczora. Było już późno, prawie północ, a ona wciąż nie mogła zasnąć. Bezwiednie kierowała swoje kroki ku sowiarni. Nie rozglądała się na boki. Przed oczami miała już swój zwykły rytuał, który dawał jej spokój i odprężenie. Gdy tylko przekroczyła próg usłyszała szloch. Za chwilę też dojrzała postać Draco Malfoya, który pośpiesznie ocierał przed nią oczy.
.
-Malfoy?
-Przepraszam za wszystko Granger. Mam już dosyć wszystkiego-odpowiedział i spojrzał jej w twarz zaczerwienionymi oczami.
-Malfoy… może kogoś wezwać… profesora Snape albo…-
-Nie trzeba, nie chcę. Masz czas, żeby usłyszeć historię o wytresowanym Malfoy’u?
-Mam czas, opowiadaj- odpowiedziała i usadowiła się na parapecie wielkiego okna. Nogi podkuliła pod siebie i obserwowała jak chłopak siada po drugiej stronie.
-Historię zacznę od moich 5-tych urodzin, od tego się zaczęło.-Rozpoczął gorzko chłopak.


Draco nie wiedział, czemu to robi. Dzisiaj dostał list od ojca, że Czarny Pan mocno wyżył się na jego matce za jakieś kolejne niepowodzenia misji. Miał już tego serdecznie dość. Nie martwił się o ojca, był dla niego nikim, ale matka ofiarowała mu najcenniejszą rzecz-miłość. Może trochę szorstką i kulawą, ale szczerą i dlatego musiał zrobić wszystko by ją chronić. Musiał spróbować uderzyć w Hermiony współczucie. Miał nadzieję, że jeśli powie jej prawdę przełamią, chociaż częściowo lody. Gra była warta tej świeczki.


-Od małego wpajano mi, że jestem lepszy, bo mam czystą krew. Do znudzenia oglądałem drzewo genealogiczne mojej rodziny. Ojciec na konkretnych przykładach pokazywał zdrajców krwi, czarodziei wyklętych lubiących lub związanych z charłakami, szlamami, mugolami. Nie zliczę ile razy budził mnie w nocy bym recytował fragmenty jego formułek….-Na moment zamilkł zbierając się w sobie.
-Rozumiem, byłeś dzieckiem. A te późniejsze lata, przecież wciąż byłeś taki sam. A co teraz się zmieniło.
-Hermiono.-Wyszeptał-Masz rację te późniejsze lata nie są moją chlubą. Ale ciężko pozbyć się uprzedzeń wpajanych przez lata, wśród grupy tak samych uprzedzonych. A teraz zmieniło się to, że mój ojciec naraził się kilkukrotnie Czarnemu Panu, co odbija się na mojej matce, jedynej osobie, której na mnie zależy- głos mu się załamał a w oczach zalśniły łzy.

Hermiona nie zastanawiając się nad tym, co robi delikatnie, opuszkami palców musnęła jego dłoń. 
 Chciała niemo dodać mu otuchy. W odpowiedzi chłopak złapał jej dłoń.

-Nie chcę już być taki, jaki byłem, chcę się zmienić. Przepraszam Cię za wszystko. – Draco był w tym momencie szczery, był cholernie i do bólu szczery. Ofiarowała mu czas i wsparcie, wysłuchała i była tak jak potrzebował. Ktoś bliski, choćby na tą jedną noc. Dostał możliwość spowiedzi i nie był za to oceniany.
-Malfoy wiedz, że ja ci wybaczam-odpowiedziała i zapatrzyła się na widok za oknem
.
Wiatr wstrząsał koronami drzew, po niebie płynęły szybko ołowiane chmury, co jakiś czas odsłaniając parę gwiazd. Pogoda nie była idealna, ale im to nie przeszkadzała. Trwali tak razem, a jednak osobno. Oboje skupieni we własnych myślach. W końcu ciszę przerwał Draco.

-Jak często tu przychodzisz?
-Codziennie, ostatnio mam problemy ze snem a tu mogę w spokoju pomyśleć i odprężyć się.
-Aha, ciekawe miejsce.
-Ha ha tak wiem. Pobyć z tobą jeszcze? Jeśli nie potrzeba to muszę iść, bo chciałam jeszcze raz przejrzeć  transmutację.
-Niepoprawnie poprawna Granger?- Zapytał z lekką drwiną w głosie Draco
-No wiesz, co przecież nauka to…ty mnie podpuszczałeś?- Oniemiała słysząc jego głośny śmiech.
-Świetnie się złościsz Granger. Leć już, ale i tak będę od ciebie lepszy- odparł jej ze śmiechem i śmiał się jeszcze długo po tym jak umilkły jej kroki. Czuł się lekko a z jego serca zniknął ogromny głaz, ostatnich dni.


Kolejnej nocy też była w sowiarni. Zdążyła się usadowić na parapecie i pojawił się on.

-Cześć Granger.
-Witaj Malfoy-delikatnie skinęła mu głową i spojrzała przez okno.

Za oknem można było podziwiać ulewę, ogromne krople deszczu miarowo uderzały w szybę. Zalewały świat litrami wody. Niebo było gęste od chmur tak, że nawet najjaśniejsza gwiazda nie miała szans się przez nie przebić.

-Chciałbyś coś o mnie wiedzieć?- Spytała dziewczyna, nie odwracając głowy od okna.
-Na razie chyba nie a ty?
-Tak, jak to jest, jakie to uczucie wiedzieć, że rodzice wszystko ci załatwią, bo są znani.
-Wiesz to jest takie naturalne, ale z drugiej strony głupie. Mam kasę mam władzę…
-Zwłaszcza, że pieniądze szczęścia nie dają-wtrąciła mu a po chwili zmieniła temat na przyjemniejszy.
 Pytali się nawzajem o szczęśliwe chwilę z dzieciństwa. Porównywali swoje doświadczenia z otrzymaniem listu do Hogwartu. Oraz o pierwsze magiczne doświadczenia. Nim się spostrzegli zaczęło świtać, więc pośpiesznie rozstali się. Każde z nich poszło w swoją stronę z nowym obrazem tej drugiej osoby w głowie…

piątek, 1 marca 2013

Chapter I "Happy Birthday to you"



19 września zawsze był ważny dla niej. To były jej urodziny, co roku idealne i udane aż do teraz. Hermiona Granger od pierwszych minut swoich 16 urodzin, siedziała wpatrując się w małą garść prezentów. Brakowało jej dwóch najważniejszych, od najważniejszych ludzi. Wiedziała, że Harry ma dużo zajęć z Dumbledorem i Snapem, a z Ronem jest pokłócona ale to przecież jej urodziny. Pozwoliła na to by samotna łza stoczyła się po policzku i ruszyła na śniadanie. W Wielkiej Sali było niewielu uczniów, zważywszy na wczesną porę.  Szybko zjadła i pośpiesznym krokiem opuściła pomieszczenie, by móc zdążyć spakować się jeszcze na lekcję.

-Wszystkiego najlepszego Granger-usłyszała szept gdzieś swojej, prawej stronie. Zaskoczona odwróciła się i napotkała tylko wzrok Malfoy’a. Blondyn spojrzał na nią swoimi szarymi oczami, w których nie można było nic wyczytać. Wyminął ją bez słowa a ona mruknęła do siebie:

-Hermiono masz omamy, Malfoy i życzenia i to tobie, jesteś niedorzeczna...

Jak burza wpadła do dormitorium i na parapecie zauważyła brązową sowę, która czekała na wpuszczenie. Okazało się, że sowa ma niewielką paczuszkę zaadresowaną do niej. Nie mając już wiele czasu, włożyła przesyłkę do torby i pobiegła na eliksiry.


Draco Malfoy z największą obojętnością przyglądał się brązowowłosej dziewczynie, jak z radością ogląda prezent. Wciąż w głowie obmyślał plan, musiał być idealny, dopracowany do perfekcji. Wciąż jednak nie miał pomysłu jak do niej podejść, jak zbliżyć, jak pokonać lata nienawiści. Znów od nowa zaczął analizować wszystkie pomysły na pierwszy krok. 


-Hemiona skąd to masz?- Ron wskazał ręką na biżuterię, którą trzymała dziewczyna
.
Piękny srebrny wisiorek z lwem, który miał rubinowe oczko, migające, ciepłym, czerwonym blaskiem. Do tego takie same kolczyki. To i karteczka ze słowem „Przepraszam” znajdowało się w tajemniczej przesyłce.
-Dostałam Ron.- Westchnęła, mając przez moment nadzieję, że to od niego.- A co ci do tego?- Warknęła, gdy zrozumiała, że to nie od niego.

Twarz Rona zrobiła się purpurowa ze złości. Zanim się pohamował zdążył jej odpowiedzieć.

-Ty masz wielbiciela? Kto by chciał?-Wysyczał ze złością a wszyscy uczniowie stojący pod salą eliksirów zamarli.

-Ale ty jesteś dupek Weasley- Draco nie mógł sobie darować ubliżenia znienawidzonemu gryfonowi.

-Ronaldzie! Pierwszy raz muszę się zgodzić z Malfoy’em, jesteś dupkiem. Widocznie ten „cichy wielbiciel” jest bardziej moim przyjacielem niż ty, bo pamiętał o moich urodzinach! – w oczach Hermiony zalśniły łzy i pobiegła do łazienki.

-Co za kretyn! Jak on mógł- pomiędzy spazmami płaczu, uderzała pięścią w kabinę toalety. – Też mi przyjaciel.
W końcu uspokoiła się, przemyła twarz i dumnym krokiem wróciła na lekcję.


-Ron przesadziłeś.-W głosie Harrego słychać było dezaprobatę.
-Daj mi spokój Harry-mruknął rudzielec i zajął miejsce na drugiej lekcji eliksirów, kuląc się w ławce.
-A prezent dla niej masz?- Spytał szeptem Harry
-Zapomniałem.
Harry już nic nie odpowiedział. Chciał zrobić Hermionie niespodziankę, dlatego zwlekał z wręczeniem prezentu. Po chwili wyrwał go z zamyślenia głos Malfoy’a
-Granger bardzo źle się poczuła, poszła do łazienki a jak jej nie przejdzie to mówiła coś o madame Pomfrey.- Gładko skłamał, obojętnym tonem.
-Dobrze, dobrze panna Granger doskonale sobie poradzi z nadrobieniem zaległości.- Profesor 
 Slughorn przeszedł nad tym do porządku.


Hermiona pojawiła się tuż po eliksirach. Z jej twarzy nie można było nic wyczytać. Usiadła po drugiej stronie Harrego i traktowała Rona jak powietrze.
Wieczorem Harry wraz z Hermioną pod peleryną udali się na spacer do Hogsmade. Kupili po kremowym piwie i wybrali się na spacer. Harry dał jej w prezencie płytę, ukochanego, mugolskiego zespołu. Ale co było dla niej najważniejsze ofiarował jej czas, wspólny śmiech i radość z przyjaźni.
Jednak leżąc wieczorem w łóżku, oglądała srebrnego lwa, zastanawiając się, kim jest tajemniczy 
ktoś. Ktoś, kto wygrawerował z tyłu lwa literkę „D”.


Hermiona nie odzywała się do Rona dwa tygodnie. Chłopak bardzo długo musiał ją przepraszać, zanim mu wybaczyła. Po tym incydencie ich stosunki stały się bardzo napięte. Dodatkowo sprawę pogarszał fakt, że Harry i Hermiona zostali zaproszeni do Klubu Ślimaka a Rona pominięto.
W pełnym napięciu minął im październik i listopad. Dni zrobiły się coraz krótsze i coraz zimniejsze. Nawał nauki i lęk o najbliższych powodował u uczniów ciągły stres. Nerwy sięgnęły zenitu na wieść o meczu między Gryfindorem a Slytherinem...