Mecz gryfonów i ślizgonów dostarczał niewiarygodnych emocji
wszystkim uczniom. Każdy gryfon miał się na baczności spodziewając się ataku
wrogów z każdej strony. Hermiona starała się być ponad tym jednak nawet ona nie
wytrzymała, gdy rankiem w dniu meczu Harry dopuścił się rzeczy nielegalnej.
-Harry przecież tak nie można! To jest zakazane!
-Hermiono, o czym ty mówisz?
-O tym, że wlałeś Felixa do soku dyniowego Rona.
-Daj spokój Hermiono. – Uciął krótko Ron
-Ja nic takiego nie zrobiłem.-Dodał Harry, ale jego uśmiech
przeczył słowom.
Mecz
był dla gryfonów wygrany. Ron idealnie bronił pokazując cały swój talent. Hermiona
po meczu chciała mu pogratulować, ale chłopak został porwany, przez tłum
gryfonów, cieszących się ze zwycięstwa. Wieczorem w pokoju wspólnym odbyła się
standardowa impreza. Uczniom udało się nawet przemycić kilka butelek ognistej
whisky. Szczęście z wygranego meczu udzielało się wszystkim mieszkańcom
Gryffindoru. W ogólnym rozgardiaszu Hermiona chciała przemknąć niezauważona.
Nieszczęśliwie trafiła na moment, gdy Lavender Brown rzuciła się na Rona,
namiętnie go całując, na oczach wszystkich. Ron wydawał się nie być tym
speszony, wręcz promieniował z dumy. I nikt nie zauważył zapłakanych oczu
właścicielki burzy, brązowych loków.
Nie wiedziała ile siedzi przy jeziorze. Nie czuła zimna, nie
przeszkadzała jej noc, przecież w wieży dalej paliły się światła a impreza
trwała w najlepsze. Nic nie było ważne dla niej. Słone potoki łez spływały po
jej policzkach. A ona wciąż wpatrywała się w kilka zdań zapisanych jej drobnym,
pochyłym pismem. W końcu położyła kawałek pergaminu na tafli jeziora i patrzyła
za nim aż straciła go z oczu.
„To złamało moje sercem, bo
wiem, że to Ty jesteś tym jedynym
Ale nie smuć się - nigdy nie było tej historii oczywiście
i nigdy nie będzie
I nie dowiesz się już nigdy
I już nigdy nie pokażę Ci
tego, co czuję i czego od Ciebie potrzebuję, już nie...”
Ale nie smuć się - nigdy nie było tej historii oczywiście
i nigdy nie będzie
I nie dowiesz się już nigdy
I już nigdy nie pokażę Ci
tego, co czuję i czego od Ciebie potrzebuję, już nie...”
Hermiona z ogromną determinacją udawała, że Ron i Lavender
nie istnieją. Starała się skupiać na nauce i wciąż wyznaczała sobie nowe cele
do osiągnięcia. Stała się zacięta i uparta. Puszczała mimo woli wszystkie
usłyszane Mon-Rony, Misiaczki i Żuczki, przez które dostawała torsji. Polubiła
za to wieczorne wędrówki do sowiarni. Mogła siedzieć godzinami i spoglądać
przez wielkie okna na roziskrzone gwiazdy. Tam nikt jej nigdy nie przeszkadzał.
Tak była i tego wieczora. Było już późno, prawie północ, a ona wciąż nie mogła
zasnąć. Bezwiednie kierowała swoje kroki ku sowiarni. Nie rozglądała się na
boki. Przed oczami miała już swój zwykły rytuał, który dawał jej spokój i
odprężenie. Gdy tylko przekroczyła próg usłyszała szloch. Za chwilę też
dojrzała postać Draco Malfoya, który pośpiesznie ocierał przed nią oczy.
.
-Malfoy?
-Przepraszam za wszystko Granger. Mam już dosyć
wszystkiego-odpowiedział i spojrzał jej w twarz zaczerwienionymi oczami.
-Malfoy… może kogoś wezwać… profesora Snape albo…-
-Nie trzeba, nie chcę. Masz czas, żeby usłyszeć historię o
wytresowanym Malfoy’u?
-Mam czas, opowiadaj- odpowiedziała i usadowiła się na
parapecie wielkiego okna. Nogi podkuliła pod siebie i obserwowała jak chłopak
siada po drugiej stronie.
-Historię zacznę od moich 5-tych urodzin, od tego się
zaczęło.-Rozpoczął gorzko chłopak.
Draco
nie wiedział, czemu to robi. Dzisiaj dostał list od ojca, że Czarny Pan mocno
wyżył się na jego matce za jakieś kolejne niepowodzenia misji. Miał już tego
serdecznie dość. Nie martwił się o ojca, był dla niego nikim, ale matka
ofiarowała mu najcenniejszą rzecz-miłość. Może trochę szorstką i kulawą, ale
szczerą i dlatego musiał zrobić wszystko by ją chronić. Musiał spróbować
uderzyć w Hermiony współczucie. Miał nadzieję, że jeśli powie jej prawdę przełamią,
chociaż częściowo lody. Gra była warta tej świeczki.
-Od małego wpajano mi, że jestem lepszy, bo mam czystą krew.
Do znudzenia oglądałem drzewo genealogiczne mojej rodziny. Ojciec na
konkretnych przykładach pokazywał zdrajców krwi, czarodziei wyklętych lubiących
lub związanych z charłakami, szlamami, mugolami. Nie zliczę ile razy budził
mnie w nocy bym recytował fragmenty jego formułek….-Na moment zamilkł zbierając
się w sobie.
-Rozumiem, byłeś dzieckiem. A te późniejsze lata, przecież
wciąż byłeś taki sam. A co teraz się zmieniło.
-Hermiono.-Wyszeptał-Masz rację te późniejsze lata nie są
moją chlubą. Ale ciężko pozbyć się uprzedzeń wpajanych przez lata, wśród grupy
tak samych uprzedzonych. A teraz zmieniło się to, że mój ojciec naraził się
kilkukrotnie Czarnemu Panu, co odbija się na mojej matce, jedynej osobie,
której na mnie zależy- głos mu się załamał a w oczach zalśniły łzy.
Hermiona nie zastanawiając się nad tym, co robi delikatnie,
opuszkami palców musnęła jego dłoń.
Chciała niemo dodać mu otuchy. W odpowiedzi
chłopak złapał jej dłoń.
-Nie chcę już być taki, jaki byłem, chcę się zmienić.
Przepraszam Cię za wszystko. – Draco był w tym momencie szczery, był cholernie
i do bólu szczery. Ofiarowała mu czas i wsparcie, wysłuchała i była tak jak
potrzebował. Ktoś bliski, choćby na tą jedną noc. Dostał możliwość spowiedzi i
nie był za to oceniany.
-Malfoy wiedz, że ja ci wybaczam-odpowiedziała i zapatrzyła
się na widok za oknem
.
Wiatr wstrząsał koronami drzew, po niebie płynęły szybko
ołowiane chmury, co jakiś czas odsłaniając parę gwiazd. Pogoda nie była idealna,
ale im to nie przeszkadzała. Trwali tak razem, a jednak osobno. Oboje skupieni
we własnych myślach. W końcu ciszę przerwał Draco.
-Jak często tu przychodzisz?
-Codziennie, ostatnio mam problemy ze snem a tu mogę w
spokoju pomyśleć i odprężyć się.
-Aha, ciekawe miejsce.
-Ha ha tak wiem. Pobyć z tobą jeszcze? Jeśli nie potrzeba to
muszę iść, bo chciałam jeszcze raz przejrzeć transmutację.
-Niepoprawnie poprawna Granger?- Zapytał z lekką drwiną w
głosie Draco
-No wiesz, co przecież nauka to…ty mnie podpuszczałeś?- Oniemiała
słysząc jego głośny śmiech.
-Świetnie się złościsz Granger.
Leć już, ale i tak będę od ciebie lepszy- odparł jej ze śmiechem i śmiał się
jeszcze długo po tym jak umilkły jej kroki. Czuł się lekko a z jego serca
zniknął ogromny głaz, ostatnich dni.
Kolejnej nocy też była w sowiarni. Zdążyła się usadowić na
parapecie i pojawił się on.
-Cześć Granger.
-Witaj Malfoy-delikatnie skinęła mu głową i spojrzała przez
okno.
Za oknem można było podziwiać ulewę, ogromne krople deszczu
miarowo uderzały w szybę. Zalewały świat litrami wody. Niebo było gęste od chmur
tak, że nawet najjaśniejsza gwiazda nie miała szans się przez nie przebić.
-Chciałbyś coś o mnie wiedzieć?- Spytała dziewczyna, nie
odwracając głowy od okna.
-Na razie chyba nie a ty?
-Tak, jak to jest, jakie to uczucie wiedzieć, że rodzice
wszystko ci załatwią, bo są znani.
-Wiesz to jest takie naturalne, ale z drugiej strony głupie.
Mam kasę mam władzę…
-Zwłaszcza, że pieniądze szczęścia nie dają-wtrąciła mu a po
chwili zmieniła temat na przyjemniejszy.
Pytali się nawzajem o szczęśliwe
chwilę z dzieciństwa. Porównywali swoje doświadczenia z otrzymaniem listu do
Hogwartu. Oraz o pierwsze magiczne doświadczenia. Nim się spostrzegli zaczęło świtać,
więc pośpiesznie rozstali się. Każde z nich poszło w swoją stronę z nowym
obrazem tej drugiej osoby w głowie…