***
Noworoczny poranek przywitał ją zapachem kawy z mlekiem,
syropu klonowego, naleśników oraz blaskiem wschodzącego słońca. Dziewczyna
dwukrotnie zamrugała i otworzyła oczy.
-Dzień dobry, wyspałaś się?- Draco powitał ją z charakterystycznym
dla siebie uśmieszkiem.
-Bardzo, to dla mnie?- Spytała ruchem głowy wskazując tacę
ze śniadaniem.
-Tak smacznego – odpowiedział i skierował się do łazienki.
Po śniadaniu Draco uparł się, że odprowadzi Hermione do
domu. Powoli spacerowali ośnieżonymi uliczkami Londynu, ciesząc się swoim
towarzystwem
-Draco, dziękuję za prezent i za wczoraj-przy wspomnieniu
wczorajszej nocy głos jej zadrżał, ale zaraz dokończyła już pewniejszym- I za
biżuterie na moje urodziny.
-Nie ma, za co, to ja Tobie dziękuję za pierwsze od dawna
wyjątkowe święta.
Po chwili stanęli przed domem gryfonki.
-Może wejdziesz na herbatę?
-Z chęcią.
Hermiona przedstawiła chłopaka rodzicom i pobiegła do
swojego pokoju się przebrać. Dziesięć minut później zeszła do kuchni i zastała tatę
oraz Draco pochłoniętych w zażartej dyskusji, na temat quidittcha. Zaparzyła herbaty i postawiła 4 kubki na
stole. Streściła mamie wczorajsze wyjście, pomijając drastyczne szczegóły. Mama
zrewanżowała się historią o wspólnym sylwestrze ze swoimi teściami a rodzicami
Hermiony ojca.
-Chodź Thomas miałeś mi pomóc z dokumentacją Stone-Pani
Granger siłą wyciągnęła męża z kuchni.
-Nie wiedziałem, że twój ojciec zna się tak na magicznej
dyscyplinie sportowej- odezwał się z podziwem blondyn.
-Oh tak, to jego konik, wie o wszystkim, co kiedykolwiek
zostało napisane czy powiedziane, dodatkowo ma prenumeratę „Świat Quidittcha”.
I co najlepsze wciąż męczy mnie żebym kupiła mu miotłę i nauczyła latać-
przekornie wywróciła oczami jednak w jej głosie słychać było ogromną miłość.
-Jak to wszystko się skończy może dam mu parę lekcji. – Zaproponował
a po chwili znów zatopili się w rozmowie.
Oburącz trzymając kubek i wdychając aromat herbaty
niestrudzenie poznawała Malfoy’a krok po kroku. Potrafiła już rozróżniać
spojrzenie, mimikę twarzy czy gesty odpowiedzialne za poszczególne emocję
chłopaka. Jednak czuła się jak gąbka chłonęła wszystkie informację na jego temat
i wciąż było jej mało. Nie długo po dopiciu herbaty Draco zaczął się zbierać.
-Do zobaczenia za dwa dni w szkole Hermiono- pożegnał się i
cmoknął ją w czubek nosa.
-Do zobaczenia- odpowiedziała i
dotknęła palcem miejsca, w którym wciąż czuła dotyk jego ust.
-Jak ci idzie plan synu?
-Bardzo dobrze, lepiej niż myślałem.
-To mnie cieszy. Już
niedługo i wszystko się zmieni. Tylko nie popełnij żadnego błędu, ona musi być
twoja.
-Tak rozumiem-odparł z niedostrzegalną pogardą – Coś jeszcze,
bo muszę się spakować?
-Nie, idź Draconie.
-Dobrze ojcze.
-Cholera
– wrzasnął i uderzył pięścią w ogromne lustro, wiszące na ścianie. Tafla
rozpadła się na setki kawałków. Dysząc gniewnie spojrzał sobie w twarz. Odbicie
drwiło z niego boleśnie a potłuczone szkło nadawało mu groteskowy wygląd. Z
jego piersi wydarł się ryk wściekłości przeradzający się w skowyt żalu, po czym
osunął na ziemie. Skulony trwał w tej pozycji dopóki jego ciała nie opuściły
dreszcze, po czym mruknął reparo i wsunął się do łóżka…
Hermione ogarnęła niesamowita radość, gdy dwa dni po
powrocie do zamku, dowiedziała się o wieczornym patrolu z Malfoy’em. Oczywiście
stosownie do towarzystwa wyraziła swoje niezadowolenie i blask w jej oczach
wzięty został za gniew. Uwierzyli w to wszyscy oprócz Ginny, która przenikliwie
obserwowała przyjaciółkę. Po chwili
spojrzała na stół slytherinu pełne pogardy oczy Malfoy’a, który ze wstrętnym
uśmiechem mruczał jakieś zaklęcie. Rudowłosa z niedowierzaniem pokręciła głową,
co też jej mogło odbić, Herm i ten padalec Malfoy – obrzydlistwo!
Wspólny wieczorny patrol był dla nich wspaniale spędzonym w
swoim towarzystwie czasem. Oboje wiedzieli, że to kradzione chwile szczęścia i
nie będą trwały wiecznie, jednak takie argumenty nie mogły ich przekonać.
-Wiesz, co, z tego walkmana, co mi dałaś w prezencie
najbardziej podoba mi się piosenka Żurawiny –Zombie. Zauważyłaś jak ogromnie
uniwersalne ma przesłanie idealnie wpasowuję się w obecne czasy w naszym
świecie.
-Wiem też ją cenie. Tylko za konflikt w Irlandii jak zwykle
odpowiedzialni są czarodzieje żądni władzy- odpowiedziała Hermiona gniewnie
marszcząc czoło- Nienawidzę tej całej wojny, podziału na lepszych i gorszych.
Przecież wszyscy jesteśmy tacy sami, jesteśmy ludźmi Draco. Nie wiem, po co
wpaja się odrazę do innych, uważanych za gorszych. Po co w ogóle takie chore
podziały!- wy buchnęła gryfonka a młody Malfoy miał wrażenie, że za moment z
jej poczerniałych od gniewu oczu, zaczną się sypać iskry.
-Ty jesteś najlepszym przykładem na to jak błędne są takie
przekonania. O wiele bardziej utalentowana i zdolna od rodzin czysto krwistych
a to ty masz prawo się wywyższać. Mam nadzieję, że tak głupia wojna niedługo
się skończy a gdy nadejdzie ostateczny dzień nie zabraknie mi odwagi, by
opowiedzieć się za słuszną stroną.
-Też mam taką nadzieję. Wiesz Draco, jeśli będzie cię coś
trapić zawszę będę obok i zawszę ci pomogę.- Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało
do niego.
Blondyn niewiele się namyślając porwał ją w ramiona i mocno
przytulił. Obsypał jej twarz delikatnymi pocałunkami kończąc na namiętnym w
usta. Niechętnie się od niej oderwał
-Dziękuję Hermiono-wyszeptał jej
do ucha zanim ruszyli na dalszy patrol.
Dni stycznia mijały im niepostrzeżenie, nim się obejrzeli
zrobił się luty. Pozostało kilka dni do walentynek. Pomimo wojny i strachu w
zamku panowała ożywiona atmosfera. Dyrektor zapowiedział maskaradę i tylko to
liczyło się dla uczniów. Jedynym ważnym aspektem był podział dni. Klasy od 1-4
miały w piątek A klasy od 5-7 w sobotę.
Hermione najbardziej cieszyło
to, że dzięki masce może pójść na bal z Draco i nikt jej nie rozpozna.
Uszczęśliwiona podczas jednego z tajemnych spotkań opowiedziała mu o swoim pomyśle,
którym i on się zachwycił. Dwa dni przed balem miała już wszystko przygotowane.
Każda godzina była dla niej emocjonalną męczarnią. Wiedziała, że złośliwy czas
uparł się by zrobić jej na złość i płynął tak wolno jak jeszcze nigdy dotąd.
W końcu nadszedł 14 luty. Od samego rana zamek wręcz świecił
pustkami. Wszyscy starsi uczniowie szykowali się na bal. Na każdym piętrze
spotkać można było girlandy czerwonych serduszek, amorków i innych czerwonych
słodkości.
-Hermiona nie mogła uwierzyć, ona tak różna od tych laleczek
siedzi i z zapartym tchem czyta książkę o modowych zaklęciach. Jednak wciąż powtarzała
sobie, że to konieczne by wszystkich zmylić. Umówiła się z przyjaciółmi, że
dojdzie później.
O godzinie 18.00 Kończyła swoje dzieło. Wiedziała, że nikt
jej nie pozna. Po kilku minutach schodziła głównymi schodami wśród zachwytów
zgromadzonych uczniów. Długie blond loki spływały kaskadą aż do pasa. Zielone
oczy ukryte za złotą maską. Długa do ziemi zielona suknia z mocno wyciętym
dekoltem i rozporkiem do połowy uda. Była zjawiskowa, ale co najważniejsze nie
rozpoznawalna. Wiedziała, iż jest obserwowana, ale wzrokiem szukała tego, dla
którego tak się wyszykowała. Prawie tanecznym krokiem podeszła do blondyna
ubranego w czarny garnitur i z czarną maską na oczach.
-Malfoy-szepnęła i uśmiechnęła się widząc błysk zdumienia w
jego szarych tęczówkach.
-Granger wow- odpowiedział również szeptem i podał jej
ramie- Pani pozwoli. – Dodał i razem przekroczyli próg Wielkiej Sali
wyglądającej jak jedno wielkie czerwone serce…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz