niedziela, 23 czerwca 2013

Chapter V "Just close your eyes The sun is going down You'll be alright No one can hurt you now..."

Witam serdecznie. Bardzo przepraszam, że taka długa przerwa, niestety miałam matury i pare dni temu egzamin zawodowy. Dopiero co opuścił mnie stres i zabrałam się za pisanie. Notka może być ciut kulawa po tak długiej przerwie ale wam pozostawiam ocenę. Cóż bez przedłużania zapraszam do czytania ;)))


***



Noworoczny poranek przywitał ją zapachem kawy z mlekiem, syropu klonowego, naleśników oraz blaskiem wschodzącego słońca. Dziewczyna dwukrotnie zamrugała i otworzyła oczy.
-Dzień dobry, wyspałaś się?- Draco powitał ją z charakterystycznym dla siebie uśmieszkiem.
-Bardzo, to dla mnie?- Spytała ruchem głowy wskazując tacę ze śniadaniem.
-Tak smacznego – odpowiedział i skierował się do łazienki.
Po śniadaniu Draco uparł się, że odprowadzi Hermione do domu. Powoli spacerowali ośnieżonymi uliczkami Londynu, ciesząc się swoim towarzystwem
-Draco, dziękuję za prezent i za wczoraj-przy wspomnieniu wczorajszej nocy głos jej zadrżał, ale zaraz dokończyła już pewniejszym- I za biżuterie na moje urodziny.
-Nie ma, za co, to ja Tobie dziękuję za pierwsze od dawna wyjątkowe święta.
Po chwili stanęli przed domem gryfonki.
-Może wejdziesz na herbatę?
-Z chęcią.
Hermiona przedstawiła chłopaka rodzicom i pobiegła do swojego pokoju się przebrać. Dziesięć minut później zeszła do kuchni i zastała tatę oraz Draco pochłoniętych w zażartej dyskusji, na temat quidittcha.  Zaparzyła herbaty i postawiła 4 kubki na stole. Streściła mamie wczorajsze wyjście, pomijając drastyczne szczegóły. Mama zrewanżowała się historią o wspólnym sylwestrze ze swoimi teściami a rodzicami Hermiony ojca.
-Chodź Thomas miałeś mi pomóc z dokumentacją Stone-Pani Granger siłą wyciągnęła męża z kuchni.
-Nie wiedziałem, że twój ojciec zna się tak na magicznej dyscyplinie sportowej- odezwał się z podziwem blondyn.
-Oh tak, to jego konik, wie o wszystkim, co kiedykolwiek zostało napisane czy powiedziane, dodatkowo ma prenumeratę „Świat Quidittcha”. I co najlepsze wciąż męczy mnie żebym kupiła mu miotłę i nauczyła latać- przekornie wywróciła oczami jednak w jej głosie słychać było ogromną miłość.
-Jak to wszystko się skończy może dam mu parę lekcji. – Zaproponował a po chwili znów zatopili się w rozmowie.
Oburącz trzymając kubek i wdychając aromat herbaty niestrudzenie poznawała Malfoy’a krok po kroku. Potrafiła już rozróżniać spojrzenie, mimikę twarzy czy gesty odpowiedzialne za poszczególne emocję chłopaka. Jednak czuła się jak gąbka chłonęła wszystkie informację na jego temat i wciąż było jej mało. Nie długo po dopiciu herbaty Draco zaczął się zbierać.
-Do zobaczenia za dwa dni w szkole Hermiono- pożegnał się i cmoknął ją w czubek nosa.
-Do zobaczenia- odpowiedziała i dotknęła palcem miejsca, w którym wciąż czuła dotyk jego ust.
-Jak ci idzie plan synu?
-Bardzo dobrze, lepiej niż myślałem.
-To mnie cieszy.  Już niedługo i wszystko się zmieni. Tylko nie popełnij żadnego błędu, ona musi być twoja.
-Tak rozumiem-odparł z niedostrzegalną pogardą – Coś jeszcze, bo muszę się spakować?
-Nie, idź Draconie.
-Dobrze ojcze.
-Cholera – wrzasnął i uderzył pięścią w ogromne lustro, wiszące na ścianie. Tafla rozpadła się na setki kawałków. Dysząc gniewnie spojrzał sobie w twarz. Odbicie drwiło z niego boleśnie a potłuczone szkło nadawało mu groteskowy wygląd. Z jego piersi wydarł się ryk wściekłości przeradzający się w skowyt żalu, po czym osunął na ziemie. Skulony trwał w tej pozycji dopóki jego ciała nie opuściły dreszcze, po czym mruknął reparo i wsunął się do łóżka…
Hermione ogarnęła niesamowita radość, gdy dwa dni po powrocie do zamku, dowiedziała się o wieczornym patrolu z Malfoy’em. Oczywiście stosownie do towarzystwa wyraziła swoje niezadowolenie i blask w jej oczach wzięty został za gniew. Uwierzyli w to wszyscy oprócz Ginny, która przenikliwie obserwowała przyjaciółkę.  Po chwili spojrzała na stół slytherinu pełne pogardy oczy Malfoy’a, który ze wstrętnym uśmiechem mruczał jakieś zaklęcie. Rudowłosa z niedowierzaniem pokręciła głową, co też jej mogło odbić, Herm i ten padalec Malfoy – obrzydlistwo!
Wspólny wieczorny patrol był dla nich wspaniale spędzonym w swoim towarzystwie czasem. Oboje wiedzieli, że to kradzione chwile szczęścia i nie będą trwały wiecznie, jednak takie argumenty nie mogły ich przekonać.
-Wiesz, co, z tego walkmana, co mi dałaś w prezencie najbardziej podoba mi się piosenka Żurawiny –Zombie. Zauważyłaś jak ogromnie uniwersalne ma przesłanie idealnie wpasowuję się w obecne czasy w naszym świecie.
-Wiem też ją cenie. Tylko za konflikt w Irlandii jak zwykle odpowiedzialni są czarodzieje żądni władzy- odpowiedziała Hermiona gniewnie marszcząc czoło- Nienawidzę tej całej wojny, podziału na lepszych i gorszych. Przecież wszyscy jesteśmy tacy sami, jesteśmy ludźmi Draco. Nie wiem, po co wpaja się odrazę do innych, uważanych za gorszych. Po co w ogóle takie chore podziały!- wy buchnęła gryfonka a młody Malfoy miał wrażenie, że za moment z jej poczerniałych od gniewu oczu, zaczną się sypać iskry.
-Ty jesteś najlepszym przykładem na to jak błędne są takie przekonania. O wiele bardziej utalentowana i zdolna od rodzin czysto krwistych a to ty masz prawo się wywyższać. Mam nadzieję, że tak głupia wojna niedługo się skończy a gdy nadejdzie ostateczny dzień nie zabraknie mi odwagi, by opowiedzieć się za słuszną stroną.
-Też mam taką nadzieję. Wiesz Draco, jeśli będzie cię coś trapić zawszę będę obok i zawszę ci pomogę.- Hermiona uśmiechnęła się nieśmiało do niego.
Blondyn niewiele się namyślając porwał ją w ramiona i mocno przytulił. Obsypał jej twarz delikatnymi pocałunkami kończąc na namiętnym w usta. Niechętnie się od niej oderwał
-Dziękuję Hermiono-wyszeptał jej do ucha zanim ruszyli na dalszy patrol.
Dni stycznia mijały im niepostrzeżenie, nim się obejrzeli zrobił się luty. Pozostało kilka dni do walentynek. Pomimo wojny i strachu w zamku panowała ożywiona atmosfera. Dyrektor zapowiedział maskaradę i tylko to liczyło się dla uczniów. Jedynym ważnym aspektem był podział dni. Klasy od 1-4 miały w piątek A klasy od 5-7 w sobotę.
Hermione najbardziej cieszyło to, że dzięki masce może pójść na bal z Draco i nikt jej nie rozpozna. Uszczęśliwiona podczas jednego z tajemnych spotkań opowiedziała mu o swoim pomyśle, którym i on się zachwycił. Dwa dni przed balem miała już wszystko przygotowane. Każda godzina była dla niej emocjonalną męczarnią. Wiedziała, że złośliwy czas uparł się by zrobić jej na złość i płynął tak wolno jak jeszcze nigdy dotąd.
W końcu nadszedł 14 luty. Od samego rana zamek wręcz świecił pustkami. Wszyscy starsi uczniowie szykowali się na bal. Na każdym piętrze spotkać można było girlandy czerwonych serduszek, amorków i innych czerwonych słodkości.
-Hermiona nie mogła uwierzyć, ona tak różna od tych laleczek siedzi i z zapartym tchem czyta książkę o modowych zaklęciach. Jednak wciąż powtarzała sobie, że to konieczne by wszystkich zmylić. Umówiła się z przyjaciółmi, że dojdzie później.
O godzinie 18.00 Kończyła swoje dzieło. Wiedziała, że nikt jej nie pozna. Po kilku minutach schodziła głównymi schodami wśród zachwytów zgromadzonych uczniów. Długie blond loki spływały kaskadą aż do pasa. Zielone oczy ukryte za złotą maską. Długa do ziemi zielona suknia z mocno wyciętym dekoltem i rozporkiem do połowy uda. Była zjawiskowa, ale co najważniejsze nie rozpoznawalna. Wiedziała, iż jest obserwowana, ale wzrokiem szukała tego, dla którego tak się wyszykowała. Prawie tanecznym krokiem podeszła do blondyna ubranego w czarny garnitur i z czarną maską na oczach.
-Malfoy-szepnęła i uśmiechnęła się widząc błysk zdumienia w jego szarych tęczówkach.
-Granger wow- odpowiedział również szeptem i podał jej ramie- Pani pozwoli. – Dodał i razem przekroczyli próg Wielkiej Sali wyglądającej jak jedno wielkie czerwone serce…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz