-Lucjuszu! – w zimnym głosie czaił się gniew.
-Tak Panie- mężczyzna zwany Lucjuszem skłonił głową, patrząc
w czerwone oczy swego pana.
-Po raz kolejny spieprzyłeś swoje zadanie! Gdyby nie Ty
przepowiednia była by moja.Tak długo już czekam. A teraz jeszcze przez Twoją głupotę straciłem szansę na poznanie przepowiedni. Lecz nie martw się masz szansę się zrehabilitować.
– kolejne słowa wprawiały Lucjusza w coraz większą trwogę.
-Panie ale jak…? – strach zawisł w powietrzu.
-Co jest największą słabością Pottera?
-Ja...
-Nie odpowiadaj, to
jego „przyjaciele” – w czerwonych oczach zalśniły ogniki nienawiści, słowo „przyjaciele”
niemal wypluł, czując jak pali jego wnętrze, gardło, usta.
-Oczywiście Pan…
-Milcz i słuchaj! –ryknął drugi mężczyzna – Żeby osłabić
Pottera trzeba zniszczyć bliską mu osobę. I tu pojawiają się Weasley i Granger.
Jednakże po mimo, że Weasley to niedojda
jest czystej krwi. A Granger… no cóż w naszym świecie nie ma miejsca dla szlam.
-Mam ją zabić? – głos Lucjusza stał się pełny pogardy dla
szlamy.
-Nie głupcze, to nie Twoja rola. To twój syn ma wykonać
zadanie. Ma ją od siebie uzależnić, tak by w krytycznym momencie walki
odciągnąć od Pottera. Tylko pamiętaj to ostatnia szansa inaczej… - tu wymownie
przejechał długim paznokciem po łbie, olbrzymiego węża – Nagini nie odmówi
posiłku- zacharczał czymś co zapewne miało być śmiechem, a brzmiało jak ścierający
się ze sobą metal.
-Tak Panie- odparł Lucjusz i z cichym pyknięciem aportował
się do Malfoy Manor.
Czerwone oczy, zaciśnięte w szparki mierzyły miejsce, gdzie przed chwilą stał jeszcze mężczyzna. Już czuł smak zwycięstwa. Tym razem Lucjusz nie mógł go zawieść, wiedział co grozi jego rodzinie.
-To Twoja szansa Draconie i ratunek dla nas – Lucjusz
nerwowym gestem, wyłamywał kostki palców. Prosił o wiele, wiedział, że zemsta miała być okrótna. Ich jedyny syn miał stać się mordercą,zdrajcą i sam mógł zginąć gdyby ktoś go rozszyfrował.
-Lucjuszu! Ale to nasz syn! Najpierw Dumbledore a teraz
Granger?! Tak nie można on może zginąć!- łkanie blond włosej kobiety zakłóciło ciszę.
-Milcz Narcyzo, nie mamy wyboru.- sam wewnętrznie się trząsł
ale to była jedyna szansa.
-Czyli mam rozkochać w sobie Granger tak by w odpowiednim
momencie ją wystawić?- głos Dracona był cichy i spokojny. – Dobrze zrobię to chociaż będzie to okropnie trudne. 5 lat nienawiści i teraz tak nagła zmiana. Nie pozwolę matko by coś Ci się stało. - ostatnie zdanie dodał tak cicho by słyszała go tylko Narcyza.
Szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia i zamknął się w swoim pokoju. Już nie udawał spokoju. Ogromnie się bał i czuł wściekłość na okrótność Czarnego Pana. Położył się na łóżku na wznak i zaczął planować wykonanie zadania. Wiedząc ,że prosto nie będzie...